wtorek, 1 marca 2016

Jedenaście



Zbliżające się wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia dla Sophii oznaczały kolejne dni samotności. Miała przy sobie oczywiście bliskich, ale to jednak nie to samo co kiedyś. Chociaż wtedy wszystko było takie jak powinno być na co dzień. Tęskniła za matką, mimo że minęło już osiem lat. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nigdy nie przestanie i nigdy nie zapomni. Czasami czuła się źle, kiedy siedział z kuzynem oraz wujostwem przy świątecznym stole. Myślała wtedy, że powinna pozwolić im na spędzenie tego czasu bez niej, ale Thomas był tak uparty, że nie pozwoliłby za nic w świecie, by spędzała święta samotnie. Czasami chciała, właściwie każdego roku, zostać sama ze sobą.
Od samego rana zadowolona Lilly świergotała na temat tego, jaki to prezent w tym roku przyniesie jej św. Mikołaj. Patrząc na nią, Sophia chciała wrócić do chwili, kiedy to ona była takim maluchem i niczym się nie przejmowała. Chociaż w odróżnieniu nad trzylatką, dla niej najważniejsze byłoby spędzenie czasu z kimś, kogo spotka dopiero, gdy umrze.
- Soph, weź ją na spacer, bo zaraz zwariuję – Morgenstern podszedł do kuzynki, która właśnie opierała się o kuchenny blat i piła herbatę w kubku z bałwankiem. – Och, skąd go masz?
- Od Jaci – uśmiechnęła się i palcem przejechała po rysunku.
- To jak? Wyjdziesz z nią? – zapytał błagalnie. – Chociaż na godzinę.
- Dobra – wywróciła oczami. – Lilluś! Idziemy na dwór? – odstawiła kubek i zwróciła się do dziewczynki, która właśnie wyglądała przez okno. Kiedy tylko usłyszała pytanie z ust cioci, ucieszyła się.
Już dziesięć minut później Sophia trzymała Lilly za dłoń i razem szły po parku, gdzie roiło się od rodziców z dziećmi.  Sophia dziwiła się jak w ciele tak małego dziecka może być tyle energii. Potrafiła wykończyć wszystkich. Nikt nie potrafił za nią nadążyć, ale jeden uśmiech dziewczynki i miała każdego. Dwudziestotrzylatka potarła swoje zimne policzki i z szerokim uśmiechem obserwowała bratanicę, która właśnie biegała dookoła drzewa, śmiejąc się przy tym głośno. W pewnym momencie mała zniknęła z jej oczu. Przeraziła się nie na żarty. Na całe szczęście po chwili usłyszała jej słodki głosik, a po chwili dostrzegła Gregora, który wziął ją na ręce i mówił coś do niej.
- Ciociu, zobac. Wujek Glegol! – dziewczynka spojrzała na blondynkę i zaśmiała się radośnie. Przytuliła się do niego i podarowała mu całusa w policzek.
- Hej, Greg – przywitała się z szatynem. – Co tu robisz?
- Cześć. A, biegałem – kiedy to powiedział dopiero wtedy zorientowała się, że miał na sobie strój sportowy.
- Zlób mi samolota – słysząc prośbę z ust dziewczynki, oboje się zaśmiali. – No wujek, zlób, prosię…
Z szerokim uśmiechem przyglądała się wygłupiającym Gregorowi i Lilly. Od zawsze wiedziała, że oboje bardzo się lubili, ale wcześniej starała się nie dopuszczać tej myśli do siebie. Przecież go nienawidziła… Teraz wszystko się zmieniło. Naprawdę się cieszyła, że mu wybaczyła. Chyba tego potrzebowała, zresztą nie tylko ona.
- Lilluś, chodź tu do mnie – ukucnęła, a kiedy mała stała już obok niej, dotknęła jej zmarzniętych policzków. – Zmarzłaś, wracajmy już do domku
- Jesce nie – zrobiła smutną minkę i tupnęła nóżką. – Chcę się pobawić z wujkiem!
- Pobawisz się jeszcze z nim. Chodź, tatuś czeka w domu. Zrobił pyszny obiadek
- Nie sce obiadu!
- Lilly – westchnęła zrezygnowana, ale bardzo szybko wpadła na pomysł jak zachęcić małą na powrót do domu. – A jak wujek Gregor z nami pójdzie? – szepnęła, a dziewczynka pokiwała energicznie główką. – To teraz poproś go, może się zgodzi
- Wujku? Pójdzies z nami do domu? – przechyliła głowę na bok i spojrzała na Schlierenzauera wielkimi oczkami. Nie mógł się nie zgodzić. – A weźmies mie na ręce?
Na początku dziewczynka opowiadała o tym jak nie mogła się już doczekać świąt, a później zasnęła w ramionach Gregora. Sophia spojrzała na małą i odgarnęła jej włosy z twarzy.
- Gdzie spędzasz te święta? – w pewnej chwili odezwał się Greg i z zaciekawieniem spojrzał na idącą obok niego blondynkę.
- Z Thomasem i jego rodzicami – uśmiechnęła się blado. – A ty?
- Miałem jechać do rodziców, ale gdzieś wyjeżdżają z Lukasem, więc spędzę jej sam.
- Sam? A twoja siostra? – zapytała, na co Schlierenzauer machnął tylko dłonią. 



- O, jeste… Gregor? – Thomas zdziwił się widząc Schlierenzauera z jego śpiącą córką na rękach oraz Sophią, która jeszcze jakiś czas temu nie dopuściłaby do takiej sytuacji. Lilly zachrapała na co cała trójka cicho zachichotała. – Daj mi ją
Chwilę później zniknął z córką za drzwiami jej pokoju. Sophia zdjęła z siebie czapkę, rękawiczki i kurtkę. Przez cały czas czuła na sobie wzrok kolegi z kadry. Nie miała pojęcia co sobie myślał, ale chyba wolała nie wiedzieć.
- Śpi jak zabita –do pomieszczenia wrócił Morgenstern z szerokim uśmiechem. – Jak ją kładłem przez sen jeszcze powiedziała: zlób mi samolota.
- No tak – blondynka wskazała na stojącego obok niej szatyna.
- To ja już pójdę – Schlierenzauer podarował rozmówcom uśmiech. – Wesołych Świąt
- Wzajemnie – odrzekli, a chwilę później już go nie było.
Sophia od razu ruszyła w stronę kuchni, ale kuzyn złapał za jej ramię i zmusił do tego, żeby na niego spojrzała. Doskonale wiedziała o co mu chodziło. Jeszcze tak niedawno nienawidziła Schlierenzauera, a teraz sobie z nim spacerowała jak gdyby nic?
- Czy ja o czymś nie wiem? – spytał poruszając zabawnie brwiami, na co dwudziestotrzylatka się zaśmiała. – Wy… coś tam…
- Nie, my nic „coś tam” – wywróciła oczami.
- Wybacz, ale jeszcze jakiś czas temu gotowa byłaś go zadźgać widelcem, a teraz tak sobie spacerujecie? To wygląda dość podejrzanie. Zaraz pewnie ktoś to podchwyci i będzie news roku – powiedział, rechocząc się.
- Nie będę go ignorowała. Wybaczyłam mu, a on chce „odkupić swoje winy”, chociaż i tak nic tego nie zmieni. Thomi, no… Nie patrz tak.
- Okej – uniósł dłonie w geście kapitulacji.  – Nic nie mówię.
- Właśnie… Muszę jutro iść jeszcze do sklepu – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę swojego pokoju. 



Odkąd wrócił do domu, nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Chodził z kąta w kąt, robił nic nie znaczące rzeczy i wciąż myślał. Powinien się cieszyć. Sophia przecież mu wybaczyła, Sandra jak na razie dała spokój… Tylko nie do końca mu to pasowało. Doskonale wiedział, że jego była dziewczyna jeszcze się pokaże i prawdopodobnie nie da za wygraną. Była na niego zła, ale przecież normalni ludzie tak się nie zachowywali. Druga sprawa – Soph. Wybaczyła, a i owszem, ale dla niego to wciąż był mało. Wcześniej wydawało mu się, że tylko tyle starczy mu do pełni szczęścia, ale nie… Tak nie było. Powinien się cieszyć, że już nie wieszała na nim psów i rozmawiali normalnie, ani słowem nie wspominając o przeszłości, ale nie mógł. Przecież było tak dobrze, kiedy rozmawiali i bawili się z Lilly. Nie mogłoby być tak zawsze?
Usłyszał dzwonek do drzwi, a kiedy je tylko otworzył zauważył swoją siostrę. Gloria uśmiechała się do niego radośnie.
- Hej, braciszku – musnęła jego policzek, na co dwudziestopięciolatek odruchowo go wytarł. Zawsze tak robił, kiedy siostra go torturowała tego typu czułościami. – Przyniosłam ci prezent już dziś, bo później nas nie będzie.
- Wchodź – wpuścił ją do środka, a sam poszedł do sypialni, gdzie na komodzie stał zapakowany prezent dla siostry.
- Co ty taki zmarniały? – zaśmiała się, kiedy złożyli już sobie życzenia i wymienili podarunkami. – Sandra nie daje ci spokoju?
- Akurat z nią jest na razie w porządku
- O, czyżby była inna kobieta w życiu wielkiego Gregora Schlierenzauera? – zapytała, na co szatyn spuścił wzrok. Była. – Kim jest ta biedna i nieszczęśliwa dziewczyna?
- Sophia Morgenstern – powiedział cicho, na co Gloria zaśmiała się.
- To ta, którą kiedyś zraniłeś? Matko, faceci. Za wami nikt nie nadąży – machnęła ręką. – To co jest między wami? Bo jest coś… chyba, nie?
- No właśnie nic nie ma.
- A ty chcesz, żeby coś było – pstryknęła palcami.
- Brawo, załapałaś – powiedział kpiąco. – Ostatnio mi wybaczyła to co zrobiłem.
- Przecież to nie było coś poważnego
- Było. Nikt nie wie w rzeczywistości się stało, oprócz mnie, Soph i Jaci…  - westchnął. Naprawdę było mu głupio z powodu tego co wtedy zrobił.
- Trzymaj się, dzieciaku – przytuliła brata. – Daj jej czas, kobiety czasami go potrzebują – uśmiechnęła się i chwilę później już jej nie było.


Dni szybko mijały. Nie spostrzegła nawet, kiedy nadeszła Wigilia. Od samego rana wszyscy biegali po całym domu. Mimo, że mieli jechać do rodziców Thomasa, wszystko przygotowali tu. Nie rozumiała tego, ale nie chciała pytać kuzyna, bo ostatnią rzeczą jakiej chciała to rozmowa z nim. Miała ochotę uciec i święta spędzić samemu.
Po południu udało jej się wyjść niespostrzeżenie. Od razu udała się na cmentarz, po drodze kupiła jeszcze znicz. Wbrew powszechnego myślenia, i w taki dzień można było spotkać tam wiele ludzi. Weszła przez furtkę i ruszyła przed siebie, początkowo szła po ścieżce która rozdzielała starą i nową część. Za wielkim drzewem skręciła i przeszła do trzech grobów przy ogrodzeniu. Babcia, dziadek i wujek. Westchnęła. Bardzo za nimi tęskniła. Po około pięciu minutach przeszła na drugą stronę, gdzie leżała jej matka. Na nagrobku postawiła znicz i go zapaliła. Wpatrywała się w napis, kiedy spod jej powiek zaczęły wyciekać łzy.
- Mamo – powiedziała, starając się opanować emocje. – Brakuje mi ciebie na każdym kroku, ale… Ale wiem, że jesteś szczęśliwa, że nie cierpisz jak – wytarła łzy z policzków. – Kiedyś. Kocham cię…
Nie miała pojęcia jak długo jeszcze stała i po prostu patrzyła przed siebie. W pewnym sensie świat się zatrzymał. Kiedy wychodziła, zauważyła kilka nieodebranych połączeń od Thomasa. Wsiadła do samochodu, ale nie mogła wrócić do domu, więc skierowała się w pierwsze miejsce, o którym pomyślała. Kto by się spodziewał…

______________

Heeej :)  
No to jesteśmy ze świąteczną jedenastką. Osobiście nie przepadam za świątecznymi rozdziałami w święta, ale tak w marcu... Czemu nie? :)
O dziwo nawet miło pisało mi się ten rozdział. To trochę dziwne zważywszy na to, że ostatnio nie potrafiłam skleić ani jednego zdania. 
Mam nadzieję, że Wam się chociaż odrobinkę spodoba :)
Tyle ode mnie, buziaki :* 

8 komentarzy:

  1. Witaj Kochana.
    Rozdział cudny.
    Ta scena z Lilly, Sophie i Gregorem jest taka słodka.
    Cudna po prostu.
    Sophie cierpi bo nie ma przy sobie mamy, która wspierałaby ją na każdym kroku.
    Mam nadzieję że Sophie zmierza do domu Gregora.
    Czekam na kolejny.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!
    Rozdział cudowny, jak zwykle! Ja nie wiem, jak ty to robisz, skąd bierzesz tyle pomysłów na każdą z historii, bo mój przegrzany ostatnio nauką mózg ledwo radzi sobie z jedną... Tak na marginesie, kiedy patrzę za okno, to mam wrażenie, jakby faktycznie zbliżała się Gwiazdka, więc trafiłaś idealnie :D
    Słodko dzisiaj nam się zrobiło. I bardzo mi się taka wersja wydarzeń podoba. Mówiłam już kiedyś, że ubóstwiam twoje dialogi? Są genialnie, każde zdanie do siebie pasuje i wychodzi przy tym niesamowicie naturalnie.
    Strasznie szkoda mi tylko Sophii. Biedna dziewczyna, widać, jak bardzo cierpi z powodu tego, że jej mamy nie ma obok... coś takiego zawsze jest trudne, kiedy chcesz porozmawiać z najbliższą ci osobą, ale nagle uświadamiasz sobie, że jej już nie ma...
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze śliczne zdjęcie w nagłówku. Lubię takie magiczne kadry.
    Co do rozdziału to jak sama w opowiadaniu zrobiłam z Gregora potwora (bo w zasadzie zawsze wyglądał na takie zadufanego buca), to nie mam problemu z czytanie opowiadań o nim w innej roli. Siostra mądrze mu poradziła. Myślę, że wreszcie coś się tu zacznie i to dobrze dla Sophii, która jest taka samotna, pomimo obecności Thomasa i przecudnej Lily :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Kochana! <3
    Niesamowicie się cieszę, kiedy widzę na tym blogu nowy rozdział.
    Fakt, że mamy marzec, ale świąteczny rozdział jak najbardziej wyszedł wspaniale!
    Uważam, że Sofia i Greg podążają słuszną drogą. Scena w parku była przeurocza! Można powiedzieć, że wyglądali jak rodzina.
    W szczególności zaintrygowała mnie końcówka! Strasznie mi przykro, gdy Sofia jest w takim melancholijnym nastroju. Mam jakieś podejrzenia do kogo mogła się udać :>
    Mam nadzieję na niezwykle ciekawy rozwój akcji!

    Z niecierpliwością oczekuję następnego rozdziału.
    Trzymaj się ;*

    Pozdrawiam, Camille.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem :)
    Lepiej późno niż wcale - moje ulubione powiedzenie ostatnimi czasy.. z niczym nie wyrabiam, ale tu jestem! :D
    Święta w marcu? To był jak najbardziej dobry pomysł. Kocham Wigilię, Boże Narodzenie i wszystko co z tym związane, także trafiłaś idealnie :)
    Tak bardzo szkoda mi się zrobiło Sophii.. biedna dziewczyna. Życie ją niestety nie oszczędziło :( Mam nadzieję, że z każdym rozdziałem będzie lepiej między nią a Gregorem..
    I według mnie to jasne, że właśnie do niego jedzie, ale zobaczymy :)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejo! ;*
    Teraz przybywam tutaj. ;D
    Tak Ci powiem, że fajnie jest czytać o Bożym Narodzeniu tuż przed Wielkanocą w czasie rekolekcji (na które się zresztą nie poszło) haha ;D
    Sophia, Gregor i park. <3 KOCHAM TEN MOMENT! *0* To znak, że powoli wszystko się układa...
    Kto wie, może nawet w życiu tak doświadczonej i wystawionej na wiele prób przez los, Sophii kiedyś się ułoży? ;)
    Czekam! ;))
    Buziaki! ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem!
    Jak zawsze spóźniona -,- ale musisz mi to wybaczyć.
    Rozdział cudny! Miło się czyta gdy relacje Gregora i Sophii są "w porządku". A co do Bożego narodzenia w marcu to naprawdę spoko pomysł :D
    Czekam na następny
    Buzka :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Już bliżej nam do Wielkanocy, ale i tak miło było przeczytać o Bożym Narodzeniu. Chociaż za śniegiem i mrozami wcale nie tęsknię :D
    Sophia, od samego początku powtarzałam Ci, że będziesz się czuła lepiej, jak już wybaczysz Gregorowi. I widzisz, miałam rację. Ta scena w parku była przeurocza. Jeśli o mnie chodzi, to Sophia i Gregor moją mieć takie swoje własne dzieci, z którymi będą chodzili na spacerki. Morgi i Gloria chyba też aprobują ten związek. Bardzo bym chciała, żeby Sophia pojechała do Gregora, ale czy na to jeszcze nie jest za wcześnie? Ciekawe. Coś czuję, że może spędzą tę Wigilię razem.
    Czekam na kolejny!
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń