wtorek, 29 marca 2016

Epilog

24 grudnia 2020 r.

Blondynka leżała na kanapie w salonie i oglądała lecący właśnie film. Większą uwagę jednak zwracała na krzątającego się po całym mieszkaniu szatyna. Chciała wstać i mu pomóc, ale nie pozwalał jej. Uśmiechnęła się, czując jak porusza się w niej dziecko. Położyła dłoń na sporych rozmiarów brzuchu i pogładziła go. Kiedy mężczyzna zniknął w kuchni podniosła się. Przeszła do pomieszczenia obok i oparła się o ścianę.
- Miałaś leżeć – powiedział, parząc na nią i machnął nożem.
- Gregor, no. Przecież nie urodzę – jęknęła. – Jeszcze dwa tygodnie. Pamiętasz? – podeszła do niego i oparła się o blat obok. – Pięć lat temu?
- Zaciągnęłaś mnie do łóżka. Dodam, mojego łóżka – zaśmiał się i przerwał krojenie warzyw. Spojrzał na nią i położył swoją dłoń na jej talii i przyciągnął ją do siebie. Ucałował ją w czoło, a później w usta.
- Nie przeszkadzało ci to – zaśmiała się i znów złączyła ich usta. – Pięć lat temu zaczęliśmy się spotykać, trzy zakończyłam karierę, dwa ty zakończyłeś karierę, rok temu mi się oświadczyłeś, a w tym roku jestem w ósmym miesiącu ciąży.
- Za rok będziemy w trójkę, z naszym synem – szepnął i przesunął dłoń na brzuch Sophii. – Cieszę się, że wybaczyłaś mi to co kiedyś ci zrobiłem.
- Cieszę się, że mnie przeprosiłeś. Gdyby nie to, prawdopodobnie byłbyś mężem Sandry, a ja żoną… kto wie? Może Didla?
- Ja ci dam Didla!
- Zazdrośnik – zaśmiała się i przytuliła do niego. – Kocham pana, panie Schlierenzauer.
- Ja panią też, pani Schlierenzauer.

___________

Nie zabijajcie!
Nie tak to wszystko planowałam, ale cała historia wymknęła mi się spod kontroli. Do tego strasznie się z nią męczyłam. Początkowo chciałam dociągnąć do piętnastego rozdziału, ale jednak się nie udało.
Więc żegnamy się z Sophią i Gregorem. Zostawiamy ich szczęśliwych.
Niestety, nie żegnamy się ze mną! W każdym razie jeszcze nie teraz :D
Do zobaczenia na innych blogach:
Killian i Vivienne
Daniel i Liv
Anže i Lea
Ściskam ♥

środa, 16 marca 2016

Trzynaście

- Co zrobiłaś? – usłyszała pisk w telefonu. Westchnęła głęboko.
- Wiesz co jest najgorsze? Wcale tego nie żałuję, a nawet chcę to powtórzyć. Tylko… czuję się głupio, że to ja zaczęłam
- A jak było? – zapytała, a Sophia się zaśmiała. Na jej usta wkradł się uśmiech. – Dobry jest w tych sprawach?
- Seifriedsberger! – nie mogła się powstrzymać i się zaśmiała.
- Masz dobry humor czyli musiał być dobry. No dobra, ale o co chodzi? Przecież nie zadzwoniłaś, żeby mi się pochwalić… - powiedziała. Zbyt dobrze znała swoją przyjaciółkę, bo nie wiedzieć, że coś było nie tak.
- No, bo… Głupio mi. Jak ja mam na niego spojrzeć? Rzuciłam się na niego – powiedziała, spuszczając wzrok. Na jej policzki wkradł się rumieniec.
- Odepchnął cię? – usłyszała.
- Nie
- Więc o co chodzi? Skoro cię nie odepchnął, to sam tego też chciał. Nie przejmuj się, że to ty wszystko zaczęłaś. Gregor mimo wszystko jest świetnym facetem – powiedziała na jednym wdechu. – Niechętnie, ale to przyznaję, zależy mu na tobie.
- Sama nie wiem – znów westchnęła.
Usłyszała go, jak wstawał. Zawołał ją, ale początkowo bała się odezwać. Co miała powiedzieć? Jak się zachować? Coś takiego było dla nią nowością. Pożegnała się i rozłączyła. Kiedy wyszła z łazienki zauważyła Gregora w samych bokserkach. Na ten widok serce jej stanęło na moment.
- Soph? – podszedł do niej.
- Hej – uśmiechnęła się niepewnie. Nie wiedziała jak powinna się zachowywać w takiej sytuacji. – To co się stało… - nie miała pojęcia jak zacząć.
- Żałujesz, tak? – spuścił wzrok. Wyglądał na przybitego. 
- Nie żałuję, Greg. To wszystko stało się tak szybko. Nie wiem co myśleć.
- Zjedzmy śniadanie.

Co jakiś czas ukradkiem na nią spoglądał. Teraz, kiedy wylądowali razem w łóżku był w stu procentach pewny, że chciałby, żeby to działo się częściej. Była piękna, uśmiechnął się. Zauważyła to i spojrzała na niego.
- Coś się stało? – zapytała, biorąc do ust kanapkę. – Dlaczego się tak mi przyglądasz?
- Po prostu jesteś piękna – uśmiechnął się i położył swoją ciepłą dłoń na jej.
- Greg… - poczuła jak jej policzki płoną. Wstała i podeszła do niego. Patrzył na nią jak w obrazek. Nie zauważył nawet momentu, w którym usiadła na jego kolanach i wtuliła się w niego. Od razu ją objął i przytulił do siebie mocno. – Dziękuję za wszystko – podniosła głowę i spojrzała w jego oczy.
- To ja dziękuję – szepnął i skradł jej pocałunek. Uśmiechnęła się i oddała pieszczotę. Złapał jej dłoń i splótł ich palce. – Zostaniesz jeszcze?
- Thomas na pewno się martwi, nie odbierałam, kiedy dzwonił. Wiesz jaki on jest. Pewnie myśli, że wyleciałam do Afryki – zachichotała.
- Było cudownie, Sophio. Od dawna o tym marzyłem – znów zbliżył się do jej ust. Pocałował jej jednak dopiero, gdy blondynka uśmiechnęła się. – Mam nadzieję, że to dla ciebie coś znaczyło 
- Nie potrafię nazwać moich uczuć, ale zdecydowanie podobało mi się. Chciałabym to powtórzyć
Pocałował ją zachłannie, a swoje dłonie zacisnął na jej pośladkach. Wydała z siebie jęk zadowolenia, na co szatyn uśmiechnął się do siebie. Zdecydowanie lubił, kiedy tak reagowała. Usta skierował na jej szyję. Kiedy całował ją, a Morgenstern jedynie cicho pojękiwała, ktoś zadzwonił do drzwi. Odsunęli się od siebie. Nie miał pojęcia, kto mógł przyjść. Spojrzał na siebie, w samych bokserkach nie powinien otwierać drzwi.
- Otworzę, ty się ubierz – Soph jakby czytając w jego myślach uśmiechnęła się i cmoknęła go w nos.
Zeskoczyła z jego kolan i podeszła do drzwi, poprawiając włosy. Kiedy tylko otworzyła, zauważyła swojego kuzyna. Przez chwilę nie potrafiła nic powiedzieć. Jak miała mu to wytłumaczyć? Sam Thomas był zaskoczony widząc Sophię.
- Co ty tu robisz? – zapytał po dłuższej chwili. – Nie wiesz nawet jak się martwiłem.
- Wiem i przepraszam. Po prostu potrzebowałam chwili samotności – uśmiechnęła się blado, a później wtuliła w blondyna.
- Nigdy więcej tak nie rób
- Obiecuję – wpuściła go do środka. – Właściwie… Co chciałeś od Gregora?
- Szukałem ciebie.
- Przepraszam – spuściła wzrok. Co miała powiedzieć? Było jej głupio, że to wszystko  tak się potoczyło. Nie powinna uciekać nie dając znaku życia rodzinie. Martwili się o nią, i mimo że czasami byli najbardziej wścibskimi ludźmi na świecie, kochali ją.
- Schlierenzauer, mam nadzieję, że zająłeś się odpowiednio moją siostrzyczką – Morgenstern nie miał pojęcia jak pasujące były słowa, które powiedział. Dowodem na to było rumiane policzki zarówno Gregora jak i Sophii. Szatyn kiwnął głową. – Kiedy przyjedziesz do domu?
- Niedługo. Muszę jeszcze porozmawiać z Gregorem – powiedziała i wskazała na szatyna, który stanął obok niej. Chciał ją objąć, ale w ostatniej chwili tego nie zrobił.
- Czyli… zobaczymy się w domu?
- Tak, jedź już. Jestem cała – uśmiechnęła się, a chwilę później Morgenstern wyszedł.
Kiedy tylko drzwi się zamknęły, poczuła usta szatyna na swoim policzku, a chwilę później jego dłonie, obejmujące ją. Uśmiechnęła się, a później odwróciła przodem do niego. Ustała na palcach i pocałowała. Swoje dłonie położyła na jego barkach, a jego dłonie znalazły wygodne miejsce na jej biodrach. Popchnął ją delikatnie na ścianę, o którą teraz się opierała.
- O czym chciałaś porozmawiać? – zapytał między pocałunkami.
- Później
Złapał ją za uda i uniósł do góry. Objęła go nogami i obdarowywała jego usta najsłodszymi pocałunkami. Postawił ją na ziemię i zdjął z niej białą bluzkę. Rzucił ją na podłogę, nie zwracając uwagi na nic. Nim doszli do jego sypialni i łóżka, blondynka pozostała jedynie w ciemnej koronkowej bieliźnie. Popchnęła go na łóżko i usiadła na nim okrakiem. Nie miała zamiaru poddać się mu. Tym razem to ona rządziła. Pozwoliła mu na badanie swoimi dłońmi każdego zakamarka jej ciała. Uwielbiała to. Uwielbiała, kiedy czuła dreszcz spowodowany jego dotykiem. Nachyliła się nad nim i pocałowała go. W tym samym momencie rozpiął jej stanik i odrzucił na podłogę. Po chwili poczuła jego usta na swoich piersiach. Zdecydowanie chciał być lepszy niż poprzednim razem. Lubił być najlepszy. Kiedy w skokach zdobywał dwukrotnie Kryształową Kulę, czuł się panem świata. Teraz chciał być jej panem. Kiedy tylko pozbawili się reszty ubrań, nie pozwalała mu się zdominować. Ich ciała połączyły się w jedno, a z ust wydobyło się westchnienie. Blondynka położyła dłonie na jego klatce piersiowej i zaczęła powolnie poruszać biodrami. Szatyn złapał za nie i nadał odpowiednie dla siebie tempo. W jego niespełna dwudziestosześcioletnim życiu, żadna dziewczyna nie była na górze. To on dominował, a teraz Sophia, ta niepozorna skoczkini sprawiała, że szalał z rozkoszy.
- Soph, nie pozwolę, żeby ktokolwiek inny to przeżył – powiedział, kiedy tylko opadł obok niej. Uśmiechnął się i przycisnął swoje wargi do jej.

Patrzyła na niego, kiedy ubierał się. Nie wiedziała co to, ale miał coś w sobie, co nie pozwalało odwrócić od niego wzroku. Sama także się ubierała, ale zdecydowanie patrzenie na niego sprawiało jej więcej przyjemności. Usiadł na łóżku, kiedy zapinała guziki swojej koszuli.
- Co z tym zrobimy? – zapytała, siadając obok.
- To znaczy? Nie chcesz, żeby ktokolwiek się dowiedział, tak?
Był zły. To mogło oznaczać tylko jedno, wstydziła się tego, że przespali się ze sobą.
- Nie o to chodzi. Wiesz jak to wygląda? Jakbyśmy się pogodzili po niezłym seksie – jęknęła. – Gregor, wszyscy będą plotkowali.
- Przejmujesz się tym? – zapytał, nie wierząc w jej słowa. Kto jak kto, ale Sophia Morgenstern nigdy nie zwracała uwagi na plotki, a trochę było ich na jej temat. – Czekaj, czekaj… Niezłym?
- Tak – zaśmiała się. – Niezłym. Tu nie chodzi tylko o mnie, ale i o ciebie.
- Nie możemy spróbować? Może… może…
- Może się uda? – dopowiedziała za niego. Skinął głową. – Możemy, ale… Nie będziesz ze mną szczęśliwy. Nie potrafię dawać szczęścia.
- Pozwól, że ja to sprawdzę – złapał jej dłoń i przyciągnął do siebie. Mocno ją przytulił i nie pozwolił nawet na chwilę jej odejść. Nie chciał jej puszczać. Przy niej było mu dobrze. 

Kiedy tylko wróciła do domu, wyczuła, że Thomas był zły. Zresztą czego innego mogła się spodziewać? Po części bała się rozmowy z nim, chociaż wiedziała, że on jedynie się o nią martwił. Zastała go w kuchni, gdzie pił właśnie kawę. Początkowo nie zauważył jej, więc blondynka w ciszy przyglądała mu się. Po pewnym czasie, wyczuł czyjąś obecność i odwrócił wzrok.
- Co jest między wami? – zapytał od razu. Była zdziwiona, jej Thomas tak się nie zachowywał. Nigdy. – Sypiacie ze sobą? – otworzyła usta i nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Skłamać? Powiedzieć prawdę? Gdyby się przyznała, Gregor już za chwilę chodziłby bez przednich zębów. Zacisnęła usta i się zastanowiła.
- Co ty wygadujesz? – zapytała, starając się powstrzymać emocje. – Gregor i ja… Naprawiamy naszą relację.
- Poprzez łóżko? – uniósł brew i się zaśmiał. – Twoja kurtka leżała na środku podłogi – powiedział, a dziewczyna nie miała pojęcia co odpowiedzieć. – Ja życzę wam jak najlepiej, ale jeśli ten idiota cię skrzywdzi to obiecuję ci, że go zabiję.

_________

Witajcie! ♥
Jest i trzynaście. 
Jest dobrze. W każdym razie na razie jest dobrze.
Zapraszam do Lei i Anze na jedynkę :))
Do kolejnego!
Buziaki :*

środa, 9 marca 2016

Dwanaście

Ta Wigilia miała być inna od reszty. Miał spędzić ją samotnie w swoim mieszkaniu. Nie był nawet pewny czy chciał cokolwiek jeść. Lubił gotować, ale w takim momencie nie miał na to najmniejszej ochoty. Najchętniej po prostu położyłby się i zasnął. Przespałby święta i wszystko byłoby dobrze. Tylko nie mógł tego zrobić, bo w środku coś mu podpowiadało, żeby jednak coś przyrządził. Postawił na coś czego nie lubiła Sandra. W ten sposób chciał się jakoś oderwać od wspomnień o byłej dziewczynie. Byli ze sobą tyle lat… Czasem wydawało mu się, że to ta jedyna, ale nie. Prawda była inna. Może i jakiś czas wcześniej była właśnie tą jedyną, wyśnioną… Tylko wszystko zmieniło się nie tak dawno temu.
Kończąc gotowanie, usłyszał dzwonek do drzwi. Nie spodziewał się nikogo, bo właściwie kto mógłby go odwiedzać w taki dzień. Wszyscy przecież spędzali czas z rodziną. Kiedy tylko otworzył drzwi i dostrzegł Sophię z rozmazanym tuszem i trzęsącą się z zimna, nie przemyślał swoich zamiarów i wpuścił ją do środka, a później przytuli do siebie. Nie miał pojęcia co się stało, ale w tamtym momencie nie miało to dla niego zbyt dużego znaczenia. Nawet nie spostrzegł, kiedy razem siedzieli na kanapie w salonie. Wciąż mocno ją obejmował, a blondynka powoli się uspokajała.
- Przepraszam – wymamrotała, odsuwając się od Schlierenzauera.
- Co się stało? – zapytał i uśmiechnął się delikatnie do niej. – Soph, dlaczego nie jesteś z Thomasem?
- Nie potrafię – szepnęła, spuszczając wzrok. – Nie chcę. Nie powinnam tu przyjeżdżać.
- Żartujesz? To dobrze, i tak jestem dziś sam. Dotrzymasz mi towarzystwa. Chcesz spędzić ze mną Wigilię? – zapytał, ale widząc minę dziewczyny, szybko dodał: -  Będzie mi bardzo miło.
- No dobrze – uśmiechnęła się. – Gdzie masz łazienkę?
- Tam, obok sypialni – wskazał dłonią. – Ja nakryję do stołu.


- Nie wiedziałam, że tak dobrze gotujesz – Morgenstern uśmiechnęła się i spojrzała na swojego rozmówcę, siedzącego naprzeciwko niej.  – Naprawdę masz talent.
- Cieszę się, że ci smakuje
- Znamy się tak długo, a tak naprawdę dopiero teraz się poznajemy – posłała mu uśmiech. – Jeszcze raz przepraszam za płakanie w twoich ramionach.
- W porządku. Moje ramiona są do twojej dyspozycji – uniósł kąciki ust.
Kiedy zaczęli rozmawiać na swobodne tematy, w pewnym sensie zapomnieli o tym co się wydarzyło wcześniej. Zarówno tego dnia jak i kilka lat. Atmosfera była świetna i wcale nie żałowała, że podjęła taką decyzję, na jaką było ją stać. W gruncie rzeczy Gregor nie był już taki jak wcześniej. Do tego starał się jak tylko mógł, żeby między nimi było coraz lepiej. Nie chciał wracać do tego co było. Popełnił ogromny błąd, ale nie mógł przecież cofnąć czasu.
- Robi się późno, powinnam już wracać – blondynka spojrzała na zegarek na nadgarstku i wstała. – Dziękuję za dzisiejszy wieczór.
- Może zostaniesz? – zapytał i uśmiechnął się delikatnie. W mgnieniu oka znalazł się przy niej. – Jest już ciemno, nie powinnaś wracać po nocy – podrapał się po głowie.
- Jestem samochodem – zaśmiała się. – Już i tak nadużyłam twojej gościnności.
Ciche prośby Gregora na nic się nie zdały, bo Sophia niedługo po tym stała ubrana przy drzwiach. W pewnym sensie też nie chciała wychodzić i mogłaby spędzić z szatynem więcej czasu, ale nie była pewna czy robiłaby prawidłowo.
- Jeszcze raz dziękuję – posłała mu ciepły uśmiech. W odpowiedzi, Schlierenzauer tylko zbliżył się do niej. Nie spostrzegła, kiedy znalazła się w jego ramionach. Niewiele myśląc, objęła go w pasie i przytuliła do niego. Nie rozumiała tego, ale jakaś dziwna siła ciągnęła ją do niego. Jej ciało zalała fala ciepła, ale starała się o tym nie myśleć. To było przecież bezsensowne.
- Wesołych Świąt, Sophio – szepnął i pogłaskał ją po włosach. – Uważaj na drodze i daj znać jak już dojedziesz.
- Dlaczego? – odsunęła się od niego. – Martwisz się? – zaśmiała się.
- Oczywiście, że się martwię – odpowiedział pewnie, ale mimo wszystko na jego policzki wkradł się rumieniec.
- W takim razie napiszę jak już wrócę. Do zobaczenia – złapała za klamkę i jeszcze raz na niego spojrzała. Chwilę później zniknęła za drzwiami. Skoczek oparł się o ścianę i ciężko westchnął. Nie miał pojęcia, że za ścianą, Sophia właśnie walczyła ze sobą.
Zanim zdążył dojść do stołu zamiarem posprzątania, usłyszał dzwonek do drzwi. Jego serce szybciej zabiło, bo pomyślał, że jedyną osobą, która mogła stać po drugiej stronie była Sophia Morgenstern.
- Nie mogę – usłyszał, kiedy tylko otworzył.
Tak jak przypuszczał, znów ujrzał blondynkę. Nim zdążył się odezwać, poczuł na swoich ustach jej wargi. Był skołowany, ale szybko oddał jej pocałunek. I kolejny. I kolejny. Wciągnął ją do mieszkania i zamknął drzwi. Wciąż całując jej usta, rozpiął jej kurtkę i zrzucił na podłogę. Żadne z nich w tamtym momencie nie myślało racjonalnie. Morgenstern skierowała się razem ze Schlierenzauerem w stronę jego sypialni. Zaraz za drzwiami poczuła, że zaczął składać pocałunki na jej szyi. Odchyliła głowę i westchnęła głośno. Złapała za brzeg jego koszulki i ściągnęła ją z niego. Kiedy położył ją na łóżku oboje zostali tylko w bieliźnie. Kiedy ją całował, błądziła swoimi dłońmi po jego plecach, pojękując cicho. Dla Gregora było to zachętą do dalszych pieszczot. Nie spostrzegł, kiedy to on znalazł się na dole. Blondynka uśmiechnęła się łobuzersko i poruszyła biodrami siedząc na nim. Spotęgowało to uczucie podniecenia u szatyna. Wydał z siebie zduszony jęk. Podobało jej się to. Nie spostrzegła nawet, kiedy znów leżała pod nim. Całował ją, a jego dłonie błądziły po całym jej ciele. Objęła jego szyję i jedną z dłoni wplotła w jego włosy. Jeszcze nikt nie całował jej tak, jak robił to Gregor. Była tak rozgrzana, że nie zauważyła momentu, w którym ich bielizna wylądowała na panelach. Kiedy wszedł w nią i poczuła jego zdecydowane ruchy, jej umysł całkowicie się oczyścił. Pragnęła go, był jej potrzebny. Razem pokonywali drogę na szczyt rozkoszy. Sophia będąc coraz bliżej, objęła go nogami. Patrzył na nią, kiedy osiągała spełnienie, by chwilę później opaść obok niej. Przytulił ją do siebie i naciągnął kołdrę. Delikatnie przejechała palcami po jego umięśnionym torsie, a później złożyła na nim pocałunek.


Obudziło ją padające wprost na twarz słońce. Otworzyła oczy i poczuła przerażenie. Tuż obok niej spał w najlepsze Gregor Schlierenzauer. Próbowała sobie przypomnieć jak znalazła się w obcym łóżku. Poczuła jak się rumieni, kiedy zorientowała się, że to ona wszystko zaczęła i dosłownie zaciągnęła go do łóżka. Po cichu ubrała się i wyszła z pomieszczenia. Zamknęła się w łazience i siedząc na brzegu wanny wybrała numer do swojej najlepszej przyjaciółki. Nie obchodziło ją, która była godzina i czy przypadkiem nie obudzi jej.
- Wiesz, która jest godzina? – usłyszała.
- Przespałam się z Schlierenzauerem.

_____________

Hej, witam Was :)
No i mamy nieco krótszą dwunastkę (za co strasznie przepraszam :c). Czy ktokolwiek spodziewał się takiego obrotu sytuacji?
Zapraszam Was też na mojego Facebooka ♥
Prawdopodobnie, kiedy tylko skończę tę historię ruszę z czymś nowym. Już teraz możecie zapoznać się bohaterami -> i-saw-you-smiling :)
Do kolejnego, buziaki :*

wtorek, 1 marca 2016

Jedenaście



Zbliżające się wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia dla Sophii oznaczały kolejne dni samotności. Miała przy sobie oczywiście bliskich, ale to jednak nie to samo co kiedyś. Chociaż wtedy wszystko było takie jak powinno być na co dzień. Tęskniła za matką, mimo że minęło już osiem lat. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nigdy nie przestanie i nigdy nie zapomni. Czasami czuła się źle, kiedy siedział z kuzynem oraz wujostwem przy świątecznym stole. Myślała wtedy, że powinna pozwolić im na spędzenie tego czasu bez niej, ale Thomas był tak uparty, że nie pozwoliłby za nic w świecie, by spędzała święta samotnie. Czasami chciała, właściwie każdego roku, zostać sama ze sobą.
Od samego rana zadowolona Lilly świergotała na temat tego, jaki to prezent w tym roku przyniesie jej św. Mikołaj. Patrząc na nią, Sophia chciała wrócić do chwili, kiedy to ona była takim maluchem i niczym się nie przejmowała. Chociaż w odróżnieniu nad trzylatką, dla niej najważniejsze byłoby spędzenie czasu z kimś, kogo spotka dopiero, gdy umrze.
- Soph, weź ją na spacer, bo zaraz zwariuję – Morgenstern podszedł do kuzynki, która właśnie opierała się o kuchenny blat i piła herbatę w kubku z bałwankiem. – Och, skąd go masz?
- Od Jaci – uśmiechnęła się i palcem przejechała po rysunku.
- To jak? Wyjdziesz z nią? – zapytał błagalnie. – Chociaż na godzinę.
- Dobra – wywróciła oczami. – Lilluś! Idziemy na dwór? – odstawiła kubek i zwróciła się do dziewczynki, która właśnie wyglądała przez okno. Kiedy tylko usłyszała pytanie z ust cioci, ucieszyła się.
Już dziesięć minut później Sophia trzymała Lilly za dłoń i razem szły po parku, gdzie roiło się od rodziców z dziećmi.  Sophia dziwiła się jak w ciele tak małego dziecka może być tyle energii. Potrafiła wykończyć wszystkich. Nikt nie potrafił za nią nadążyć, ale jeden uśmiech dziewczynki i miała każdego. Dwudziestotrzylatka potarła swoje zimne policzki i z szerokim uśmiechem obserwowała bratanicę, która właśnie biegała dookoła drzewa, śmiejąc się przy tym głośno. W pewnym momencie mała zniknęła z jej oczu. Przeraziła się nie na żarty. Na całe szczęście po chwili usłyszała jej słodki głosik, a po chwili dostrzegła Gregora, który wziął ją na ręce i mówił coś do niej.
- Ciociu, zobac. Wujek Glegol! – dziewczynka spojrzała na blondynkę i zaśmiała się radośnie. Przytuliła się do niego i podarowała mu całusa w policzek.
- Hej, Greg – przywitała się z szatynem. – Co tu robisz?
- Cześć. A, biegałem – kiedy to powiedział dopiero wtedy zorientowała się, że miał na sobie strój sportowy.
- Zlób mi samolota – słysząc prośbę z ust dziewczynki, oboje się zaśmiali. – No wujek, zlób, prosię…
Z szerokim uśmiechem przyglądała się wygłupiającym Gregorowi i Lilly. Od zawsze wiedziała, że oboje bardzo się lubili, ale wcześniej starała się nie dopuszczać tej myśli do siebie. Przecież go nienawidziła… Teraz wszystko się zmieniło. Naprawdę się cieszyła, że mu wybaczyła. Chyba tego potrzebowała, zresztą nie tylko ona.
- Lilluś, chodź tu do mnie – ukucnęła, a kiedy mała stała już obok niej, dotknęła jej zmarzniętych policzków. – Zmarzłaś, wracajmy już do domku
- Jesce nie – zrobiła smutną minkę i tupnęła nóżką. – Chcę się pobawić z wujkiem!
- Pobawisz się jeszcze z nim. Chodź, tatuś czeka w domu. Zrobił pyszny obiadek
- Nie sce obiadu!
- Lilly – westchnęła zrezygnowana, ale bardzo szybko wpadła na pomysł jak zachęcić małą na powrót do domu. – A jak wujek Gregor z nami pójdzie? – szepnęła, a dziewczynka pokiwała energicznie główką. – To teraz poproś go, może się zgodzi
- Wujku? Pójdzies z nami do domu? – przechyliła głowę na bok i spojrzała na Schlierenzauera wielkimi oczkami. Nie mógł się nie zgodzić. – A weźmies mie na ręce?
Na początku dziewczynka opowiadała o tym jak nie mogła się już doczekać świąt, a później zasnęła w ramionach Gregora. Sophia spojrzała na małą i odgarnęła jej włosy z twarzy.
- Gdzie spędzasz te święta? – w pewnej chwili odezwał się Greg i z zaciekawieniem spojrzał na idącą obok niego blondynkę.
- Z Thomasem i jego rodzicami – uśmiechnęła się blado. – A ty?
- Miałem jechać do rodziców, ale gdzieś wyjeżdżają z Lukasem, więc spędzę jej sam.
- Sam? A twoja siostra? – zapytała, na co Schlierenzauer machnął tylko dłonią. 



- O, jeste… Gregor? – Thomas zdziwił się widząc Schlierenzauera z jego śpiącą córką na rękach oraz Sophią, która jeszcze jakiś czas temu nie dopuściłaby do takiej sytuacji. Lilly zachrapała na co cała trójka cicho zachichotała. – Daj mi ją
Chwilę później zniknął z córką za drzwiami jej pokoju. Sophia zdjęła z siebie czapkę, rękawiczki i kurtkę. Przez cały czas czuła na sobie wzrok kolegi z kadry. Nie miała pojęcia co sobie myślał, ale chyba wolała nie wiedzieć.
- Śpi jak zabita –do pomieszczenia wrócił Morgenstern z szerokim uśmiechem. – Jak ją kładłem przez sen jeszcze powiedziała: zlób mi samolota.
- No tak – blondynka wskazała na stojącego obok niej szatyna.
- To ja już pójdę – Schlierenzauer podarował rozmówcom uśmiech. – Wesołych Świąt
- Wzajemnie – odrzekli, a chwilę później już go nie było.
Sophia od razu ruszyła w stronę kuchni, ale kuzyn złapał za jej ramię i zmusił do tego, żeby na niego spojrzała. Doskonale wiedziała o co mu chodziło. Jeszcze tak niedawno nienawidziła Schlierenzauera, a teraz sobie z nim spacerowała jak gdyby nic?
- Czy ja o czymś nie wiem? – spytał poruszając zabawnie brwiami, na co dwudziestotrzylatka się zaśmiała. – Wy… coś tam…
- Nie, my nic „coś tam” – wywróciła oczami.
- Wybacz, ale jeszcze jakiś czas temu gotowa byłaś go zadźgać widelcem, a teraz tak sobie spacerujecie? To wygląda dość podejrzanie. Zaraz pewnie ktoś to podchwyci i będzie news roku – powiedział, rechocząc się.
- Nie będę go ignorowała. Wybaczyłam mu, a on chce „odkupić swoje winy”, chociaż i tak nic tego nie zmieni. Thomi, no… Nie patrz tak.
- Okej – uniósł dłonie w geście kapitulacji.  – Nic nie mówię.
- Właśnie… Muszę jutro iść jeszcze do sklepu – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę swojego pokoju. 



Odkąd wrócił do domu, nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Chodził z kąta w kąt, robił nic nie znaczące rzeczy i wciąż myślał. Powinien się cieszyć. Sophia przecież mu wybaczyła, Sandra jak na razie dała spokój… Tylko nie do końca mu to pasowało. Doskonale wiedział, że jego była dziewczyna jeszcze się pokaże i prawdopodobnie nie da za wygraną. Była na niego zła, ale przecież normalni ludzie tak się nie zachowywali. Druga sprawa – Soph. Wybaczyła, a i owszem, ale dla niego to wciąż był mało. Wcześniej wydawało mu się, że tylko tyle starczy mu do pełni szczęścia, ale nie… Tak nie było. Powinien się cieszyć, że już nie wieszała na nim psów i rozmawiali normalnie, ani słowem nie wspominając o przeszłości, ale nie mógł. Przecież było tak dobrze, kiedy rozmawiali i bawili się z Lilly. Nie mogłoby być tak zawsze?
Usłyszał dzwonek do drzwi, a kiedy je tylko otworzył zauważył swoją siostrę. Gloria uśmiechała się do niego radośnie.
- Hej, braciszku – musnęła jego policzek, na co dwudziestopięciolatek odruchowo go wytarł. Zawsze tak robił, kiedy siostra go torturowała tego typu czułościami. – Przyniosłam ci prezent już dziś, bo później nas nie będzie.
- Wchodź – wpuścił ją do środka, a sam poszedł do sypialni, gdzie na komodzie stał zapakowany prezent dla siostry.
- Co ty taki zmarniały? – zaśmiała się, kiedy złożyli już sobie życzenia i wymienili podarunkami. – Sandra nie daje ci spokoju?
- Akurat z nią jest na razie w porządku
- O, czyżby była inna kobieta w życiu wielkiego Gregora Schlierenzauera? – zapytała, na co szatyn spuścił wzrok. Była. – Kim jest ta biedna i nieszczęśliwa dziewczyna?
- Sophia Morgenstern – powiedział cicho, na co Gloria zaśmiała się.
- To ta, którą kiedyś zraniłeś? Matko, faceci. Za wami nikt nie nadąży – machnęła ręką. – To co jest między wami? Bo jest coś… chyba, nie?
- No właśnie nic nie ma.
- A ty chcesz, żeby coś było – pstryknęła palcami.
- Brawo, załapałaś – powiedział kpiąco. – Ostatnio mi wybaczyła to co zrobiłem.
- Przecież to nie było coś poważnego
- Było. Nikt nie wie w rzeczywistości się stało, oprócz mnie, Soph i Jaci…  - westchnął. Naprawdę było mu głupio z powodu tego co wtedy zrobił.
- Trzymaj się, dzieciaku – przytuliła brata. – Daj jej czas, kobiety czasami go potrzebują – uśmiechnęła się i chwilę później już jej nie było.


Dni szybko mijały. Nie spostrzegła nawet, kiedy nadeszła Wigilia. Od samego rana wszyscy biegali po całym domu. Mimo, że mieli jechać do rodziców Thomasa, wszystko przygotowali tu. Nie rozumiała tego, ale nie chciała pytać kuzyna, bo ostatnią rzeczą jakiej chciała to rozmowa z nim. Miała ochotę uciec i święta spędzić samemu.
Po południu udało jej się wyjść niespostrzeżenie. Od razu udała się na cmentarz, po drodze kupiła jeszcze znicz. Wbrew powszechnego myślenia, i w taki dzień można było spotkać tam wiele ludzi. Weszła przez furtkę i ruszyła przed siebie, początkowo szła po ścieżce która rozdzielała starą i nową część. Za wielkim drzewem skręciła i przeszła do trzech grobów przy ogrodzeniu. Babcia, dziadek i wujek. Westchnęła. Bardzo za nimi tęskniła. Po około pięciu minutach przeszła na drugą stronę, gdzie leżała jej matka. Na nagrobku postawiła znicz i go zapaliła. Wpatrywała się w napis, kiedy spod jej powiek zaczęły wyciekać łzy.
- Mamo – powiedziała, starając się opanować emocje. – Brakuje mi ciebie na każdym kroku, ale… Ale wiem, że jesteś szczęśliwa, że nie cierpisz jak – wytarła łzy z policzków. – Kiedyś. Kocham cię…
Nie miała pojęcia jak długo jeszcze stała i po prostu patrzyła przed siebie. W pewnym sensie świat się zatrzymał. Kiedy wychodziła, zauważyła kilka nieodebranych połączeń od Thomasa. Wsiadła do samochodu, ale nie mogła wrócić do domu, więc skierowała się w pierwsze miejsce, o którym pomyślała. Kto by się spodziewał…

______________

Heeej :)  
No to jesteśmy ze świąteczną jedenastką. Osobiście nie przepadam za świątecznymi rozdziałami w święta, ale tak w marcu... Czemu nie? :)
O dziwo nawet miło pisało mi się ten rozdział. To trochę dziwne zważywszy na to, że ostatnio nie potrafiłam skleić ani jednego zdania. 
Mam nadzieję, że Wam się chociaż odrobinkę spodoba :)
Tyle ode mnie, buziaki :*